sobota, 18 września 2010

Wyznania malkontenta...

16 września 2010

To co dawniej wydawało się ranami nie do zagojenia dziś jest raptem namiastką przykrego wspomnienia. Choćby i dzisiejsza pogoda... tak zwana „polska szara plucha”. Niebo zasłane szarymi chmurami i wszechobecny kapuśniaczek. Wilgoć zdaję się wręcz przenikać przez cienkie ściany wagonu. Wszyscy jeszcze mają w pamięci upalne lato, które jak na nie tylko nasze krajowe a nawet na europejskie warunki, było nieznośnie gorące. Na ulicach można jeszcze czasem ujrzeć młode dziewczyny, które usilnie starają się przedłużyć okres wakacyjny nosząc lekkie i nie nadające się już przewiewne sukienki. Widok uroczy aczkolwiek naprawdę robi się człowiekowi przykro za ich przyszłe problemy z nerkami i stawami...
Nie lubię okresów przejściowych. Zmiany pór roku. Najgorzej jest i tak kiedy chyli się na wiosnę. Śnieg jeszcze leży na ulicach a temperatury potrafią rozebrać każdego z paru warstw zimowych ubrań... taki spocony delikwent później jest potraktowany chłodnym marcowym wiatrem i zapalenie oskrzeli murowane...
Wrzesień w pełni rozkwitu. Jest już chłodniej. W powietrzu czuję się nadchodzący październik. Chodniki znowu przybiorą rdzawe odcienie. Człowiek będzie mógł w końcu normalnie się ubrać. W listopadzie festiwal wina młodego wina Beaujolais Villages. Miód nabierze aromatu. W końcu będę się czuł bardziej na miejscu... Gdziekolwiek mnie nie poniesie...

...set kilometrów dalej...


 Szare stalowe kominy na sinym niebie, przysłaniające cały świat. Betonowe klocki które wprost idealnie wpasowują się w zieleń parków i lasów. Wielkie bloki z płyty tak ślicznie wyglądające na tle chmurnego nieba. I w końcu stacja. Jeden z niemal identycznych kompleksów z cementu, przerdzewiałych blacho-dachówek i starego tynku. Siedlisko chorób i syfu w ogóle.
Najciekawsi są jednak bezdomni, których przyciągają dworce niczym gnijący kawałek mięsa muchy, albo zarażony wirusem HIV zarazki chorobotwórcze. Nie jestem sobie w stanie przyponiec ani jednego momentu, kiedy to czekałem na pociąg w jakimś większym mieście żeby nieco śmierdzący niemyciem, moczem i alkoholem jegomość nie podszedł do mnie i nie zapytał mnie o papierosa/drobne/coś do jedzenia. Szczycę się tym że tylko raz w życiu dałem pijakowi pieniądze. Z pewnego powodu byłem zmuszony czekać na pociąg w Sochaczewie. Tam zagadał mnie pijaczek, który zabawiając mnie przez pół godziny soczystymi dowcipami zarobił 7 złotych. Kawały były rzeczywiście niezłe i niektóre pamiętam do dziś...
Zaczynam powoli wierzyć, że nie jesteśmy w stanie o własnych siłach wyzbyć się wszechobecnego brudu... Bez pomocy ciężkiego sprzętu, miotacza ognia i, powiedzmy, bezpośredniego trafienia meteorytem. Z brudu powstałeś w syf się obrócisz... ych...

1 komentarz:

  1. w powietrzu zdecydowanie czuć już inny wiatr...

    wszystkie zapachy jesienią mają posmak dziwnego dymu, coś jakby spalone lato, mocna herbata i wieczorna mgła z popiołem traw, bliżej nie do opisania. wszechobecna chropowatość (ale miła, niczym drapiąca wełna).

    hm... co do bezdomnych, umiesz zatańczyć camdiodolo? ^^

    OdpowiedzUsuń